Coś, czego nie lubię...


Playlista: Gromee feat. Sound'n'Grace - Zaśnieżone Miasta



Ostatnio zaniedbałam trochę blogowe wpisy, ale przysięgam, to nie było lenistwo!

To prawdziwe życie. I tego najbardziej się obawiałam, zakładając bloga, że kiedy dopadnie mnie permanentny brak czasu związany z uczelnią, to tego nie ogarnę. Faktycznie, tak się stało. 
200 godzin praktyk w szpitalu i ilość egzaminów, zdominowały mój plan dnia.

Znalazłam na to alternatywę w postaci blogowego profilu na Facebook’u i to działa, bo przecież mogę znaleźć czas na kilka słów, aby nie stracić tego niewerbalnego kontaktu!

Wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze? Ja mam głowę pełną pomysłów, planów, ale nie posiadam czasu na ich realizację, aczkolwiek staram się gdzieś to wszystko pogodzić i między wierszami wtrącać moje najbliższe plany związane z prowadzeniem bloga.

Nie jest łatwo, ale korzystając z okazji, że mam chwilę, najważniejsze sprawy ogarnęłam, czyli w tym przypadku arcyważną chirurgię( mam nadzieję, że mi się uda to zdać), to zapraszam Was na wpis o….najbardziej znienawidzonej przeze mnie czynności.

Może na początek zapytam, macie taką również? Taką, która spędza Wam sen z powiek, ale z przykrego obowiązku, musicie wykonać?

Ja mam i…ku zdziwieniu większości kobiet nie jest to: pranie, sprzątanie, mycie naczyń, gotowanie, albo prasowanie męskich koszul.

Jest dla mnie coś o wiele gorszego!

ZAKUPY

Nieźle co?

Myślicie, że żartuję, prawda?

Otóż nie!!!

Jestem śmiertelnie poważna!

Praktycznie kupowanie ubrań, dodatków do mieszkania i innych bibelotów ograniczyłam do nabywania internetowego. Mały problem stanowią buty, bo ciężko utrafić u mnie z odpowiednim rozmiarem, ale miejmy nadzieję, że i w tej kwestii dojdę do perfekcji!

Co z zakupami spożywczymi, zapytacie pewnie?

No tutaj sytuacja jest nieco gorsza, bo w mieście którym mieszkam nie ma raczej możliwości dostarczenia naszych wybranych produktów pod drzwi, dlatego zmuszam się i w końcu przekraczam próg dyskontu.

Jak radzę sobie z codziennymi potrzebami wkładania do koszyka kolejnych artykułów?

Otóż moim niezawodnym sposobem jest zrobienie listy najpotrzebniejszych rzeczy i wówczas biorę tylko to co tam zapisałam! To jest absolutne zbawienie, bo nie robię zbędnych zapasów i nie zastanawiam się nad pięcioma różnymi rodzajami żółtego sera, tylko biorę ten jeden, jedyny.

Muszę przyznać, że drażni mnie natłok tych wszystkich informacji, którymi jesteśmy karmieni w byle jakim markecie. Tutaj promocja, tam przecena, tutaj 3 w cenie 2, tam edycja limitowana.

STOP

Potrzebuję chwili oddechu, mroczki przed oczami, szum w uszach…o nie…chyba muszę stąd jak najszybciej wyjść…i wychodzę.

Dramat!

Swoją drogą, jak sobie myślę, nie zawsze tak miałam. Był czas, że w galerii handlowej byłam codziennie i jakoś mi to nie przeszkadzało, natomiast teraz, błahe wyjście, staje się koszmarem.

Trochę dziwnie, że kobieta i nie lubi zakupów, że nie da się za nie pokroić… Na szczęście, jak rozmawiam z różnymi dziewczynami, niektóre mają podobnie… Dobrze, że nie jestem sama.

Niestety, to czynność, z której nie mogę wyeliminować…

Może kiedyś mi przejdzie i znów będę okupowała galerie handlowe, a pani w osiedlowym sklepie będzie miała mnie dosyć po setnej wizycie w tygodniu.

Moja chwila wolnego, właśnie dobiegła końca i muszę się z wami pożegnać! Lecę do reszty obowiązków, których cała masa jeszcze przede mną!

Właśnie zdałam sobie sprawę, jak bardzo brakowało mi pisania. Jak ogarnę ten cały sajgon, to wracam ze zdwojoną siłą, a teraz wybaczcie.

Przed świętami, na pewno, jeszcze wpadnę. Jeśli chcecie częściej mnie czytać, oglądać i mieć ze mną kontakt, to wpadajcie na Pozytywka by Julia Szymborska na Facebook’u.

Trzymajcie się cieplutko w ten magiczny, grudniowy czas.

Buziaczki, Jula

Komentarze

Popularne posty